Strona:PL Czech - Wycieczki pana Brouczka.djvu/281

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Po części masz słuszność. Nie mamy tu nic do roboty. Szkoda czas tracić na takie bezcelowe drażnienie się zobopólne. Do walki porządnéj nie przyjdzie w téj stronie; ztąd będą tylko niemcy dużemi działami wspierać atak swoich z innych stron. Tymczasem krzyczą sobie tylko i szykanują nas, co oczywiście nic a nic nam nie szkodzi; czasem dla rozmaitości wypuszczą na nas, jak przed chwilą, kilkadziesiąt strzał, które, dopóki nie będą nasycone siarką, umaczane w smole i zapalone na drogę, mogą być witane ze śmiechem. No, masz swą dzide; wstawaj i chodźmy daléj!
Z podełba spojrzał nasz bohater na swój oręż, z którym rad byłby rozstać się na zawsze, ale natomiast chętnie posłuchał wezwania i tak szybko oddalał się od niebezpiecznego miejsca, że Domszyk ledwie mógł mu dotrzymać kroku.
Gdy w końcu zwolnili biegu, Janek ozwał się do swego towarzysza:
— Mogłeś się przypatrzéć teraz i przekonać, jak mało boją się nasi mieszczanie wojsk Zygmunta. Niemal każdego dnia robią takie wycieczki bez pancerzy i hełmów, z cepami w rękach, i niemal zawsze biją o wiele liczniejsze hufce nieprzyjaciół, dobrze uzbrojonych! Jakkolwiek więc jesteśmy o wiele mniéj liczni od wrogów, ale natomiast przewyższamy ich zapałem i męztwem, które w nas wlewa wiara w moc Boga i w prawdziwość naszéj nauki.
Brouczek nie słuchał téj mowy, gdyż cały był zajęty swojemi przygodami. Przeklęta dzida ciężyła mu niewymownie, spodnie ciasne uciskały, bóty gniotły,