Przejdź do zawartości

Strona:PL Cooper - Pionierowie.djvu/338

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.



ROZDZIAŁ X.
Prawo stanowi i sąd ci to przyzna.
Szekspir: Kupiec wenecki.

Ochmistrzyni Pettibona której dobre miejsce zajmowane w domu pana Templa, kazało nakoniec zapomnieć o ranie jaką przybycie Elżbiety jej pysze zadało, miała poruczenie odprowadzić Ludwikę do skromnego pomieszkania, plebanią przez Ryszarda zwanego, i nie bawiąc tam zostawiła ją w ręku ojca.
Przez ten czas Marmaduk, sam na sam pozostawszy ze swoją córką, kazał sobie powtórzyć szczegóły niebezpieczeństwa w jakiem się znajdowała i opowiedzieć cudowny prawie sposób jakim go uniknęła. Przechadzał on się po pokoju z obliczem głębokie uczucia wyrażającem, kiedy Elżbieta leżała na kanapie z okiem łzą zwilżonem i z płonącemi jeszcze policzkami.
— W porę tobie Bóg przysłał zbawcę Elżuniu — rzekł Marmaduk — tak jest, i bardzo w porę, a ty miałaś dosyć odwagi, żeś nie odstąpiła swojej przyjaciółki!
— Ja nie wiem, czy się to godzi nazywać odwagą, mój ojcze, albowiem mniemam, że uciekać nie miałabym siły. A gdybym i uciekała, na cóżby mi posłużyła ta ucieczka? Ale mi to i na chwilę przez głowę nie przeszło.
— I o czemżeś myślała w tej straszliwej chwili?