Strona:PL Chateaubriand-Atala, René, Ostatni z Abenserażów.djvu/126

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

żyk wznoszący się nad zmarłą, tak jak widzi się jeszcze maszt okrętu, który uległ rozbiciu. Domyśliłem się, że Samotnik zaszedł w ciągu nocy pomodlić się u grobu; ten objaw pamięci i pobożności wycisnął mi na nowo strumień łez. Miałem pokusę otworzyć grób i ujrzeć jeszcze raz ukochaną; pełen czci lęk powstrzymał mnie. Usiadłem na wzruszonej świeżo ziemi. Z łokciem wspartym na kolanach, z głową zatopioną w dłoniach, trwałem zagrzebany w bolesnej zadumie. O René, wówczas to, po pierwszy raz, zastanowiłem się poważnie nad czczością naszych zamysłów! Ach, dziecko moje, i któż nie zaznał tych myśli! Jestem już jeno starym jeleniem pobielonym mnogością zim; lata moje idą o lepsze z wiekiem kruka j otóż, mimo tylu dni nagromadzonych na mej głowie, mimo długich doświadczeń życia, nie spotkałem jeszcze człowieka, któryby się nie zawiódł w marzeniach o szczęściu, nie spotkałem serca, któreby nie chowało ukrytej rany. Najpogodniejsze napozór serce podobne jest do studni w prerji Alachua: powierzchnia zdaje się spokojna i czysta, ale, kiedy spojrzysz na dno, ujrzysz wielkiego krokodyla, kryjącego się w źródlanych wodach.
„Przetrwawszy w tem miejscu boleści wschód i zachód słońca, nazajutrz, z pierwszym krzykiem bociana, gotowałem się opuścić święty grób. Ruszyłem zeń, niby od mety z której chciałem