Strona:PL Chajim Nachman Bialik - Powieść o pogromie poemat 1907.pdf/16

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

A tu ostatni promień gaśnie słońca
I za obłoki skrwawione się chyli…
Strach, trwoga, groza — bez kresu, bez końca.

Groza tu stałe siedlisko obrała
I niepodzielnie włada śród ciemności,
Spoczywa w kątach i na każdej ścianie
I u pułapu, na podłodze gości…
Czy słyszysz, jak się poruszają koła?
Zda się kawałki żyjącego ciała,
Kurczone, wite przez wolne konanie,
W ruch je wprawiają… Cyt, jakiś głos woła…
Nic, to stłumiony jęk ostatniej męki
Bezmyślnie zabrzmiał w przedzgonnej malignie,
Przez chwilę ciszę mąci i wnet stygnie
W powietrzu… Zimny pot ci kapie z czoła…
I znowu głucho i cicho dokoła.

W tem państwie grozy i grobowej ciszy
Tyś nie samotny, lecz ktoś jeszcze z tobą
Buja skroś stajnię mordu, krwi i cieni;
Znużony, z duszą okrytą żałobą
Błądzi, unosi się w pustej przestrzeni,
Oko nie widzi go, lecz ucho słyszy:
To duch rozpaczy, chce płakać — daremno!
Zdrętwiały oczy, łez mu wyschło źródło,
Chce choć raz ryknąć, jako zwierz zraniony,
Lecz w gardle wszelkie ugrzęzły mu tony,
Wyciąga tylko swą rękę wychudłą
I chwyta ciemność, milczy jak polano,
Niemotą własną dusząc się tajemną…
Nagle nad domem, gdzie władła siekiera,
On opiekuńcze skrzydła rozpościera,
Kryje pod niemi swą twarz zasromaną
I bólem zdjętą, łkając bez języka…

Człowiecze, zamknij za sobą podwoje,
Niech światła nawet skra tu nie przenika,
A w gęstym mroku zespól się z boleścią