Strona:PL Chajim Nachman Bialik - Powieść o pogromie poemat 1907.pdf/13

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Tu ich dotknęła śmierć i dziś raz jeszcze
Przyszli pożegnać to miejsce złowieszcze,
Gdzie niedorzecznie-strasznym dniom ich życia
Śmierć położyła nędznie-straszny kres.
Patrz, znów wychodzą ze swego ukrycia
I wytężają swój okropny wzrok,
Milczący, suchy, bez żalu, bez łez,
Lecz wzrok ten żąda sądu, pyta: „za co?!“

Głucho i ciemno, niema duszy żywej,
Jedynie w kącie pająk pilnie przędzie,
On był i wówczas; choć zajęty pracą,
Wszystko tu słyszał i zaglądał wszędzie,
A teraz masz w nim naocznego świadka
Dziejów owego dnia. Ciekawe wielce
Opowie tobie rzeczy, istne dziwy,
O tem, jak człowiek stał się dzikim zwierzem
I godność ludzką zbezcześcił na wieki;
Jak brzuch rozpruto i napchano pierzem,
Jak zawieszono pięć trupów na belce
Głowami na dół, jak gęś po zarżnięciu;
Jak w żywe nozdrza powbijano ćwieki,
Jak urażona kulą padła matka
Z dzieckiem na ręku, a dziecina mała
Dalej zabitej pierś namiętnie ssała.
O innem wreszcie powie niemowlęciu,
Co gdy rozszarpał je kat, wyraz „mamo!“
Nie zdążył cały wymknąć mu się z gardła, —
Dziecina ledwie jękła „ma“ i — zmarła…
A teraz oczy dziecka zgodną gamą
Z tysiącem innych ócz żądają sądu…
O! tyle, tyle pająk ci opowie,
Że w piersi dech ci zamrze, serce pęknie,
Uczujesz zgrozę i przejdzie cię mrowie…
Umykaj, jeśli chcesz ocalić życie,
Od tej zarazy, pomoru i trądu…
Spójrz, jak na polu wszystko kwitnie pięknie,
Jak słońce jasne kąpie się w błękicie