Strona:PL Bronte - Villette.djvu/617

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Jest idealnym synem, największą pociechą i całą nadzieją swojej matki, jej dumą i rozkoszą.
Trzymała moją rękę w obu swoich dłoniach i przy każdym przychylnym, wychwalającym słowie głaskała ją pieszczotliwie.
— A pod jakim innym jeszcze względem jest on dobry, droga Lucy?
— Doktór Bretton jest bardzo ludzki, serdecznie, a w każdym razie prawdziwie życzliwie usposobiony dla wszystkich bliźnich. Jestem pewna, że byłby nim względem najbardziej nieokrzesanych dzikusów, bodaj nawet względem najgorszych zbrodniarzy.
— Tak, słyszałam kilku panów spośród przyjaciół ojczulka, wyrażających się o doktorze Brettonie w taki sam sposób. Mówili oni, że wielu biedaków pacjentów jego w szpitalu, trzęsących się ze strachu przed nieznającymi litości, obojętnie samolubnymi chirurgami, wita go z radosnym uśmiechem i błogosławi, jako swojego zbawcę.
— Mają zupełną słuszność. Ja sama byłam świadkiem takiego ich ustosunkowania się do niego. Widziałam, jak go przyjmowali — przyjaciele ojca twojego mają słuszność.
Tkliwa wdzięczność zaszkliła się w jej oku, kiedy podniosła je na chwilę i skierowała na mnie. Miała więcej jeszcze do powiedzenia, zdawała się jednak taić jakieś wątpliwości, a może wahać się czy czas i miejsce nadają się na tego rodzaju zwierzenia. Zaczął zapadać zmierzch; ogień na kominku jej bawialni rzucał czerwone błyski, wydawało mi się wszelako, że czekała na zupełne ściemnienie się w pokoju.
— Jakie uczucie bezpiecznej ciszy i odgrodzenia się od wszystkiego daje nam w tej chwili twoja bawialnia — zauważyłam, aby ją uspokoić.
— Czujesz to naprawdę?... Tak, wieczór jest osobliwie cichy, nie będę też wezwana na dół na herbatę; ojczulek obiaduje na mieście.
Trzymając wciąż rękę moją, bawiła się, bezwiednie może, moimi palcami, wkładając na nie własne pierścion-

229