Strona:PL Bronte - Villette.djvu/618

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ki, to znów owiązując dokoła nich pasemka pięknych swych włosów; przykładając chłodne moje dłonie do rozgrzanych swoich policzków i wreszcie, odchrząknąwszy, odezwała się zwykłym głosem, dźwięcznym, ni to trele skowronka:
— Wydaje ci się dziwne na pewno, że mówię tak wiele o doktorze Brettonie, że zadaję takie mnóstwo pytań, które go dotyczą, że zdradzam tak żywe zainteresowanie jego osobą... Ale...
— Wcale nie wydaje mi się to dziwne; przeciwnie, uważam to za najzupełniej naturalne — lubisz go przecież.
— A gdybym nawet lubiła go — przerwała mi dość porywczo — czy starczy to za powód mojego mówienia tyle o nim? Przypuszczam, że uważasz mnie za istotę tak samo słabą jak moja kuzynka Ginevra.
— Gdybym uważała cię za podobną w najmniejszej mierze bodaj do panny Ginevry, nie siedziałabym tutaj, czekając na to co masz mi do powiedzenia. Wstałabym, przechadzałabym się swobodnie po pokoju i uprzedziłabym wszystko, co miałabyś mi do powiedzenia porządnym zmyciem ci głowy. Nie dopuściłabym cię do słowa. Ale teraz, mów dalej, dziecko.
— Chcę mówić dalej — odparła. — Cóż miałabym robić innego? Jak ci się wydaje? — Rozejrzała się i zaczęła mówić, przy czym wyraz jej twarzy i głos jej upodobniały ją do dawnej małej Polly z Bretton. — Gdybym — oświadczyła z naciskiem — gdybym nawet lubiła go tak, że gotowa byłabym umrzeć za niego, i to jeszcze nie upoważniałoby mnie do zachowania się inaczej, aniżeli milcząco, jak grób, nieomal jak ty, droga Lucy Snowe. Wiesz o tym najlepiej, i wiesz o tym również, że pogardzałabyś mną, gdybym nie była zdolna zapanować nad sobą i sentymentalizowała z powodu pensjonarskiego zadurzenia się, jednostronnego tylko.
— Prawda, że niewielki żywię szacunek dla kobiet i dziewcząt, zbyt wylewnych bądź w popisywaniu się swoimi triumfami, bądź w utyskiwaniu na zawody miłosne. Co się jednak ciebie tyczy, Paulino, mów proszę, zapew-

230