Strona:PL Bronte - Villette.djvu/616

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tora Brettona „chłopcem“; przypuszczam, że uważa go rzeczywiście za chłopca jeszcze, tak samo jak mnie wciąż w dalszym ciągu za małą dziewczynkę. Nie mówił właściwie do mnie. Rzucił tę swoją uwagę mimochodem, jak gdyby myśląc głośno. Lucy...
I znów zabrzmiał ten sam błagalny ton. Równocześnie podniosła się ze swojego krzesła i podbiegła ku mnie, aby usiąść na małym stołeczku przy moich nogach.
Polubiłam ją. Nie często w toku tego opowiadania wyjawiałam podobne uczucia w stosunku do moich znajomych, dlatego też zechce łaskawy czytelnik nie brać mi mojego wynurzenia za złe na ten jeden raz tylko. Poufne obcowanie, bliższa obserwacja ujawniły mi całą subtelność, inteligencję, szczerość i prostotę Pauliny, potęgując tym samym i pogłębiając mój szacunek dla niej i moje przywiązanie do dziewczątka. Zachwyt bardziej powierzchowny byłby może bardziej demonstracyjny, mój wszakże był spokojny w swoim ujawnianiu się.
— O co chcesz zapytać się mnie, dziecko? — rzekłam. — Odważnie, wypowiedz się otwarcie.
Nie było jednak odwagi w jej oku: spojrzenie jej, spotkawszy się z moim, przyćmiło się; policzki jej utraciły zwykły swój chłód, okrywszy się rumieńcem wewnętrznego podniecenia, które ożywiło ich barwę i podniosło ich temperaturę.
— Lucy, chciałabym bardzo wiedzieć jakie jest zdanie twoje o doktorze Brettonie. Proszę cię, powiedz szczerze co o nim myślisz: o jego charakterze, o jego usposobieniu.
— Charakter jego w zupełności zasługuje na wysokie uznanie.
— A jego usposobienie? Powiedz mi coś bliższego o tym — nalegała. — Znasz go przecież dobrze.
— Tak. Znam go dość dobrze.
— Znasz go takim, jakim jest u siebie w domu. Widujesz go w towarzystwie jego matki; opowiedz mi wszystko co ci wiadomo o nim, jako o synu.

228