Strona:PL Bronte - Villette.djvu/615

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Tak. Tęsknisz prawdopodobnie za nią? Chciałabyś ją zobaczyć?
— Nie, niebardzo.
Chciałabyć zaprosić ją znów na wieczór?
— N... nie... Przypuszczam, że wciąż jeszcze mówi o swoim zamążpójściu?
— Za nikogo takiego w każdym razie, na kim mogłoby ci zależeć.
— Ale myśli naturalnie wciąż jeszcze o doktorze Brettonie? Nie mogła przecież zmienić swojej decyzji na tym punkcie. Wszystko było już wszak ułożone przed dwoma miesiącami.
— Bynajmniej. Wiesz najlepiej jak rzeczy stoją. Byłaś świadkiem ich wzajemnego stosunku.
— Tak. Było pomiędzy nimi jakieś nieporozumienie owego wieczora. Nie ulega wątpliwości. Czy Ginevra sprawia wrażenie nieszczęśliwej?
— O, nie. Nie pokaże się to po niej. Powiedz mi lepiej, czy przez cały czas od twojego wyjazdu nie widywałaś doktora Grahama, ani też nie miałaś od niego wiadomości?
— Ojczulek otrzymywał od niego listy — raz czy dwa, w interesie, o ile mi wiadomo. Doktór Bretton zajął się jakimiś jego sprawami, które wymagały dopilnowania podczas naszej nieobecności. Zdaje się mieć dużo szacunku dla ojczulka i z przyjemnością wyświadczać mu przysługi.
— Tak. Spotkałaś się z nim wczoraj na bulwarze; przekonałaś się chyba, sądząc z jego wyglądu, że przyjaciele jego mogą nie trwożyć się o jego zdrowie?
— Ojczulek zdaje się być tego samego zdania co ty, Lucy. — Uśmiechnęłam się mimo woli na to powiedzenie. — Bo mój papuś nie jest szczególnie spostrzegawczy: jak ci wiadomo, myśli jego zaprzątnięte są czym innym poza tym co ma przed oczami. Powiedział jednak po pokłusowaniu doktora Brettona w drogę powrotną: „Prawdziwie przyjemność sprawia obserwowanie energii i ducha przedsiębiorczości tego chłopca.“ — Nazwał dok-

227