Strona:PL Bronte - Villette.djvu/451

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

że po dostaniu się do domu jego właścicieli. Był to hotel w znaczeniu francuskim: pałac, składający się z kilku budynków mieszkalnych, nie zaś hotel w znaczeniu domu zajezdnego. Główny gmach był obszerny, wysoki, z wielką łukowato zakończoną bramą od strony ulicy. Z bramy wejściowej prowadziła sklepiona sień do czworokątnego wielkiego hallu.
Wysiedliśmy przed bramą, poszliśmy szerokimi, pięknymi schodami na górę i zatrzymaliśmy się na drugim piętrze przed drzwiami, oznaczonymi Nr. 2. Pierwsze piętro zajmował jakiś prince russe“ — książe rosyjski — jak poinformował mnie Graham. Zadzwoniliśmy do imponujących, wielkich drzwi, które natychmiast otworzono i wprowadzono nas do wytwornie urządzonego apartamentu. Zaanonsowani przez liberyjnego służącego, weszliśmy do salonu, na którego kominku płonął typowo angielski ogień, ściany salonu, natomiast, zdobiły cudzoziemskie lustra. Przy kominku ujrzeliśmy grupę: drobna postać dziewczęca, tonąca w głębokim, miękkim fotelu, dwie uwijające się dokoła niej służące i znany nam już siwowłosy pan, wpatrzony z zaniepokojeniem w twarz córki.
— Gdzie Harriet? Chciałabym żeby przyszła Harriet — odezwał się słaby głosik.
— Gdzie jest pani Hurst? — zniecierpliwił się siwowłosy pan, zadając pytanie to gniewnym nieco głosem służącemu w liberii.
— Bardzo mi przykro, ale pani Hurst nie ma w Villette, Panienka dała jej przecież urlop do jutra.
— Tak. To prawda. Ja sama dałam jej urlop. Pojechała do swojej siostry. Powiedziałam, że może pojechać. Przypominam sobie teraz. Bardzo żałuję jednak, bo Manon i Louison nie rozumieją ani słowa z tego co do nich mówię i urażają moje ramię, na pewno nie chcąc wcale urazić go.
Dr. John przywitał się z siwowłosym panem, a ja podczas ich parominutowego naradzania się podeszłam do fotela i, zorientowawszy się od razu czego życzy sobie

63