Strona:PL Bourget - Kosmopolis.djvu/98

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
92
KOSMOPOLIS.

nać znowu, otworzywszy zaledwie drzwi, że najlepszym środkiem na gniew jest ciekawość. Ta ostatnia obudziła się w nim natychmiast, spostrzegłszy w jakich dziwnych warunkach polak podróżował: torba podróżna, płaszcz i kapelusz leżały na stole w przedpokoju, jeszcze pełne kurzu pociągów. Widocznie wprost z Warszawy przyjechał na plac św. Trójcy. Jakiejże namiętności był on łupem? Dorsenne jednak nie miał czasu nad tem się zastanawiać i zaledwie zdołał przybrać postawę surową, która miała położyć koniec poufałości obcego gościa, gdy na odgłos drzwi otwieranych, Bolesław pobiegł naprzeciw niemu i schwycił ręce gospodarza, którego dom naszedł. Ściskał go za te ręce i patrzał nań rozgorączkowanemi oczami, oczami, które nie spały oddawna, i szeptał ciągnąc go za sobą do maleńkiego saloniku:
— Jesteś więc, Julianie, jesteś nakoniec!... Dziękuję ci, żeś przybiegł zaraz na me wezwanie!... Pozwól, niech patrzę na ciebie, niech będę pewnym, że mam przyjaciela przy sobie, kogoś, komu mogę wierzyć, z kim mówić mogę, na kim oprzeć się będę mógł... Gdybym był dłużej samotnym, przysięgam ci, byłbym zwaryował...
Jakkolwiek kochanek pani Steno należał do tej rasy nerwowej, która wyraża swe uczucia najszczersze przez nieustanny potok słów i ruchów, jednakże twarz jego nosiła znamiona wzru-