Strona:PL Bourget - Kosmopolis.djvu/83

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
77
KOSMOPOLIS.

dobry, panie Dorsenne. Spodziewam się, żeś pan wszystko obejrzał tam, na górze. Na tej historyi Ardei można osnuć cały romans. Opowiem ją panu później... Dzień dobry, Maud. Jakżeś grzeczna, żeś nieco rozruszała tego leniwca Albę! Inaczejby wyglądała, gdyby codzień rano pochodziła trochę... Dzień dobry, panie Florentynie. Dzień dobry, Lidyo. A mistrza nie ma?... ach, stary mój przyjacielu, cóżeś zrobił z Fanny?...
Rozdzielając dokoła te proste powitania, zdołała nadać im tyle wdzięcznych odcieni, uśmiech różny dla każdego — pełen czułości dla córki, inteligenty dla autora, wdzięczny dla pani Gorskiej, przyjaźnie ździwiony dla Chaprona i pani Maitland, familiarny i poufny dla „starego przyjaciela“, jak nazwała barona; była tak widoczną duszą tego małego towarzystwa, że jej obecność sama wzbudziła niejako ożywienie we wszystkich oczach. Wszyscy zaczęli jej razem odpowiadać i ona też każdemu odpowiadała idąc ku powozom, które czekały na dziedzińcu tak obszernym, że mogło się na nim pomieścić dwadzieścia karet. I powozy te jeden po drugim podjeżdżały: mały Hafnera, obszerny pani Gorskiej, wiktorya pani Maitland. Konie uderzały kopytami, zaprzęgi błyszczały. Lokaje i woźnice w liberyach strojnych, szwajcar pałacu Castagna w długim surducie, na guzikach którego widać było herby tego rodu, w kapeluszu ugalonowanym, stał w takiej postawie wspaniałej, że Julianowi odrazu wydała się