Strona:PL Bourget - Kosmopolis.djvu/65

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
59
KOSMOPOLIS.

Potem zapytał:
— Czy ten powrót nagły, nie budzi w panu obawy?...
— Obawy? — odrzekł baron — a to z jakiego powodu?
Mówiąc to, patrzał na autora z tym samym wyrazem obojętnym, jaki miał zawsze, ale dla tych, którzy go znali, sama ta obojętność była oznaką silnego wzruszania. Obaj panowie, rozmawiając znaleźli się w pierwszej sali wystawy „przedmiotów sztuki należących do apartamentów J. O. księcia Ardea“ — jak brzmiał katalog, a baron nie włożył na nos, jak to zwykle czynił przy najmniejszym okazie starej sztuki, swych złotych binokli. Szedł on wolno, krokiem miarowym, jak ostrożny policyant, śród popiersi i figur tej pierwszej sali, zwanej w katalogu „Marmurową“, nie patrząc wzrokiem dawnego kupca na gobeliny zawieszone na ścianach, co świadczyło, że wiadomość powieściopisarza uważał za bardzo ważną. Ten za dużo już powiedział, by mógł przerwać rozmowę:
— Hm... proszę pana... ja nie mam tak długoletnich stosunków z panią Steno, jak pan, a jednak zadrżałem o nią, gdy mi powiedziano o tym powrocie. Ona nie wie, jak Gorski jest zazdrosny i do czego jest zdolny...
— Zazdrosny? Z jakiego tytułu? — przerwał Hafner. — Nie pierwszy to raz słyszę imię tego biednego Bolesława wymawiane obok hrabiny... Przy-