Strona:PL Bourget - Kosmopolis.djvu/477

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
471
KOSMOPOLIS.

izmów ten jest najgorszy, gdyż obniża podniosłą moc ducha, czyniąc zeń narzędzie rozkoszy bezpłodnych i nieludzkich...
— Jest trochę prawdy w tem, co pan mówisz — odrzekł Dorsenne — ale mylisz się, jeżeli sądzisz, że najtęższe umysły naszego wieku nie cierpiały nad tem nadużyciem myśli... Ale niestety! cóż robić? Jest to choroba wieku zbyt wyrafinowanego i na to niema lekarstwa...
— Jest lekarstwo — zawołał Montfanon — ale wy nie chcecie go widzieć... Nie zaprzeczysz temu, że Balzac był najśmielszym z pisarzów nowożytnych i muszę ja, nieuk, zacytować tobie, mandarynowi z najwyższą gałką, zdanie przebijające się w jego dziełach: że „myśl, przyczyna cierpień i rozkoszy, tylko przez religię może być urobioną, opanowaną i kierowaną“? Patrz — zawołał, chwytając nagle towarzysza za ramię i wskazując mu aleję przekątnią — oto lekarz, który posiada lekarstwo na tę chorobę ducha, jak i na wszystkie inne... Nie pokazuj się... Zapomniano, że tu jesteśmy... Ale patrz, patrz... Ach, cóż za spotkanie!...
Osobą, która się nagle ukazała na tle tego melancholicznego ogrodu pustego, w sposób niejako nadprzyrodzony, gdyż obecność jej była żyjącym komentarzem do słów rozdrażnionego szlachcica, był Ojciec Święty, udający się do powozu dla zwykłej przechadzki... Dorsenne znał Leona XIII tylko z portretów i zobaczył starca zgarbionego,