Strona:PL Bourget - Kosmopolis.djvu/475

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
469
KOSMOPOLIS.

a jeśliś kochał, to powinieneś zaślubić ją i wydobyć ze szkaradnego otoczenia, w którem żyła. Nie spełniliśmy obaj tej powinności i jakżeśmy ciężko za to zapłacili!...
— Surowy, bardzo surowy jesteś — odrzekł młody człowiek — ale choćbyś nawet miał racyę, to czyż Alba przez to wróci do życia? Na co się mi przyda teraz, że będę wiedział, co powinienem był zrobić?... czyż nie za późno już na to?...
— Na to ci się przyda — odparł margrabia — byś drugi raz tak samo nie robił, a potem byś osądził siebie samego i swe życie... Kocham cię, Dorsenne, wiesz o tem, i może to po raz ostatni mówię do ciebie poważnie, bardzo poważnie... Tak, po raz ostatni. Nie będę już zapewne żył długo, a wątpię, byś ty kiedy powrócił do Rzymu na to, by spotkać tu widmo swych wspomnień... Kiedym ci mówił, że nienawidzę tych kosmopolitów, którymi się zachwycałeś, tom się źle wyraził. Stary żołnierz nie jest filozofem. Nienawidziłem w nich i nienawidzę zawsze tego, że oni, odcięci od pnia macierzystego, są zwykle ostatnią odroślą rasy, pożeraczami dziedzictwa sił zdobytych przez innych, burzycielami dobra, którego używają, nie zwiększając go wcale. Ojcowie ich pracowali ciężko, pracą, która dodaje zarobek synów do zarobku ojców. Ta to praca tworzy rodzinę, a rodzina tworzy naród i rasę... Twoi kosmopolici nic nie tworzą, nic nie sieją, niczego nie użyźniają. Oni tylko używają... Jeszcze