Strona:PL Bourget - Kosmopolis.djvu/437

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
431
KOSMOPOLIS.

w swych ramionach — w tych samych ramionach, które Alba widziała, jak otaczały szyję kochanka, całując go temi samemi ustami... Cios moralny był tak silny, że biedna dziewczyna zemdlała. Cóżby była dała za to, gdyby z tego omdlenia najwyższej boleści, była przeszła odrazu w krainę śmierci! bo w wieczności musi być także nieubłagana sprawiedliwość, miejsce spoczynku i przebaczenia dla istot takich, jak ona, ofiar występku, popełnionego przez innych, przez tych, którzy nie dźwigali swego krzyża!... Ale nie, przyszła zaraz do siebie. Ujrzała matkę szaloną z niepokoju, tak jak przed chwilą szalała z radości i miłości. Znów ujrzała oczy Lidyi wlepione w nie ohydnie, z wyrażeniem zbyt wyraźnem teraz. A ponieważ dość była przytomną, by uratować tę matkę przestępną, znalazła dość siły w sobie, by uśmiechnąć się do niej, skłamać, ukryć przed nią na zawsze prawdę wstrętnej sceny, jaka się odegrała tu, w tym korytarzu i przed tą szybą stłuczoną:
— Przestraszyłam się widokiem mej krwi — rzekła z wdziękiem — ale sądzę, że to tylko lekkie zadraśnięcie. O! patrz. Ruszam ręką i wcale mnie ona nie boli...
Istotnie tak było i gdy lekarz, wezwany na gwałt, przekonał się, że w ranie nie został nawet najdrobniejszy kawałek szkła, hrabina uspokoiła się i odzyskała poprzednią swoją wesołość. Nigdy nie miała lepszego humoru, jak w powo-