Strona:PL Bourget - Kosmopolis.djvu/436

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
430
KOSMOPOLIS.

silnie w szybę, że ta pękła z trzaskiem, kalecząc jej palce i dłoń. Potem rzuciła się w tył z krzykiem boleści. Czy ten jęk wywołany był przez ranę ręki, czy też wydało go serce przebite strasznym widokiem? Ale towarzyszka zawołała z gniewem:
— Zrobiłaś to naumyślnie, ty... szkaradnico!...
I dzikie to stworzenie rzuciło się po tych słowach ku szerokiemu otworowi w szybie — ale już było za późno! Ujrzała tylko Lincolna, stojącego na środku pracowni i patrzącego w górę na oszklenie stłuczone, hrabina zaś, stojąc także o kilka kroków od niego, wołała:
— Moja córka! co się stało mej córce?... Poznałam ją po głosie!...
— Uspokój się pani — odrzekła Lidya, z dzikiem szyderstwem — Alba umyślnie uderzyła w szybę, żeby panią ostrzedz...
— Ale może się zraniła?... — zapytała matka.
— To nic! — odrzekła tym samym tonem szyderstwa nieubłagana kobieta i zwracając się ku hrabiance, spojrzała na nią z taką wściekłością, że nawet w stanie wzburzenia, w jakiem się ta ostatnia znajdowała, wzrok ten oblał ją zimną wodą. Uczuła taki sam dreszcz, jaki ogarnął jej drogą przyjaciółkę Maudę w tej samej pracowni wobec głębi przepaścistej tej duszy ponurej, nagle ukazującej się jej wzrokowi. Zresztą nie miała czasu zastanowić się nad tem wrażeniem bliżej, gdyż matka była już przy niej, obejmując ją