Strona:PL Bourget - Kosmopolis.djvu/430

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
424
KOSMOPOLIS.

instynkt, który jej kazał czytać wszelkie listy, jakie jej wpadły w rękę, wypytywać się służących, szpiegować wreszcie wszędzie i zawsze. Jakoż podchwyciła zdanie, wygłoszone przez biedną Albę ze szczerością. Mówiła z goryczą o człowieku, którego obraz ściśle był złączony z miłością jej najgorszego kata. Tym człowiekiem był Florentyn Chapron i na pochwały, wygłoszone o nim przez Dorsenne’a, odrzekła:
— Cóżem ja temu winna? Prawda, że czuję do niego wstręt... Jest to istota jakaś nieokreślona dla mnie... ta jego przyjaźń dla szwagra, jest w rzeczy samej bardzo piękną, bardzo rozczulającą... ale, mnie się nie podoba. Takie poświęcenie nie jest ludzkiem... jest ono zbyt instynktowne i zbyt ślepe... Zresztą, może się mylę... Są przesądy rasowe, których podobno nigdy w zupełności się nie pozbędę...
W tej chwili Dorsenne dotknął się jej ręki pod pozorem wzięcia od niej wachlarza, a w rzeczy samej, by ją ostrzedz i szepnął do niej:
— Odejdźmy nieco dalej, Lidya Maitland zbyt blizko siedzi...
Zdawało mu się, że dostrzegł lekki dreszcz w siostrze Florentyna, na którą rzucił wzrokiem wypadkiem w chwili, gdy Alba zajęta była rozmową i wygłaszała swe zdanie. Ale śliczny, wesoły śmiech Lidyi rozległ się w tej chwili i nieroztropna Alba odrzekła: