Strona:PL Bourget - Kosmopolis.djvu/417

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
411
KOSMOPOLIS.

— Jakiej sprawy? — zapytał Julian.
— Wszak przypominasz pan sobie — odrzekła Alba — że mówiłam panu o tym Noem Anconie, tym agencie pokątnym, który posłużył Hafnerowi za parawan do zlicytowania Ardei i zmuszenia go tym sposobem do małżeństwa? A więc, zdaje się, że osobistość ta uważała się za źle zapłaconą za ten interes. Zażądał od barona grubej sumy, dla założenia jakiegoś tam banku i baron stanowczo odmówił. Wtedy człowiek ten pogroził, że powie wszystko Ardei i w rzeczy samej powiedział...
— I Peppino się oburzył? — zapytał Dorsenne, potrząsając głową — to na niego nie jest podobnem...
— Oburzył się, czy nie, niewiem — odrzekła Alba — ale wczoraj wieczór przyszedł do pałacu Savorelli i zrobił przyszłemu teściowi okropną scenę...
— I wyjednał dodatek do posagu! — przerwał powieściopisarz.
— Jeżeli miał taki zamiar, to źle się wziął do tego — odrzekła Alba — gdyż nawet obecność Fanny, która nadeszła w czasie tej szkaradnej sprzeczki, nie powstrzymała go wcale. Może wypił więcej, niż zwykle, jak to podobno znowu weszło u niego w zwyczaj... I to biedne dziecko wtajemniczone zostało w ten ohydny handel jej przyszłością i szczęściem. A w dodatku jeżeli jeszcze czytała tę książkę!... Nie! to jest zbyt okropne!...