Strona:PL Bourget - Kosmopolis.djvu/385

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
379
KOSMOPOLIS.

— Dobrze, że pani przychodzisz, hrabianko — rzekł, gdy panna Steno usiadła obok nich na kanapie — przyjaciółka pani oburzona jest na pewną historyjkę, jaką jej opowiedziałem... Jest to historya, którą pani znasz, o tym gwardziście papiezkim, który używał telefonu watykańskiego tej zimy, by naznaczać schadzki Julii Rezzonico, nie budząc zazdrości w Ugolinie... Ale to nic jeszcze. O mało Fanny nie pogniewała się na mnie za to, żem jej opowiedział, iż Ojciec Św. powtarzał swe benedykcye w kaplicy sykstyńskiej, całkiem pustej, ze śpiewakiem na współkę, jak prosta prima donna...
— Powiedziałam już panu, że nie lubię takich żartów — rzekła Fanny z widocznym gniewem, choć powstrzymywanym jeszcze — jeżeli będziesz je pan powtarzał, to wstanę i zostawię pana samego z Albą...
— Zmień pan przedmiot rozmowy — odezwała się ta ostatnia — kiedy to drażni Fanny...
— Ach, hrabianko! — zawołał Peppino, potrząsając głową — jakto? pani już przyjmujesz jej stronę? Cóż to będzie później? A więc poświęcam na ofiarę moje niewinne żarty z Ojca Św. w szlafroku.
Poczem dodał, śmiejąc się:
— A szkoda, gdyż przypominam sobie jeszcze kilka wesołych szczegółów, zwłaszcza o pewnym kufrze pełnym złota, jaki zapisał jakiś wierny chrześcianin papieżowi. Otóż, gdy ten ostatni