Strona:PL Bourget - Kosmopolis.djvu/38

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
32
KOSMOPOLIS.

— Do czego mię mają doprowadzić? — Do tego, że zrozumiem wszystko, jakem to już powiedział.
— A potem?
— Tu niema żadnego potem... myśl nie zna żadnych „potem“ — odrzekł młody człowiek — jest to rozpusta tak dobra jak każda inna, i ja jej się oddaję...
— Ale... przecież śród tych ludzi, którym się przypatrujesz — rzekł Montfanon po chwilowem milczeniu — są tacy, których kochasz i tacy, których niecierpisz, którymi gardzisz i tacy wreszcie których szanujesz? Czyż nie przyszło ci na myśl, że z twoją inteligencyą niepospolitą masz względem nich pewne obowiązki, że możesz im dopomódz do tego, by wartość swą podnieśli?..
— Ba! odparł Dorsenne — to jest inna kwestya i rozprawiać o niej będziemy gdzieindziej, gdyż teraz nie chcę się spóźnić... Dowidzenia!
— Dowidzenia — rzekł margrabia, rozstając się z widoczną niechęcią ze swym towarzyszem i dodał nagle—: nie wiem za co pana tak lubię, gdyż w gruncie rzeczy, jesteś także wcieleniem jednego z występków umysłowych, który mię wstrętem napawa, wcieleniem tego dyletantyzmu, tak modnego śród uczniów „pana“ Renana, a co bądź, jak bądź jest objawem upadku. Mam wszakże nadzieję, że się z tego wyleczysz. Jesteś jeszcze tak młody!...