Strona:PL Bourget - Kosmopolis.djvu/37

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
31
KOSMOPOLIS.

pędziłem sześć miesięcy w Rzymie, nie widząc wcale rzymian, zajęty wyłącznie obserwowaniem tego małego klanu, który tak silnie pana oburza. Poraz może dwudziesty odbywam takie studya i będę je zapewne jeszcze ze dwadzieścia razy odbywał, gdyż tego rodzaju klany, będące wynikiem przypadku, przedstawiają zawsze różnice... Czy teraz raczysz mię pan usprawiedliwić, pan co mi także kłopoczesz głowę i każesz dyskutować tutaj na ulicy, jak bohaterowi romansu... A więc chodźmy, lub do widzenia...
Montfanon, słuchając tej mówki, miał minę nieoszacowaną. W swej pobożnej samotności, w której konał powoli, jak sam mówił, największą przyjemność dla niego stanowiły rozprawy. Ale przynosił do nich zapał człowieka czującego gorąco i gdy napotykał na pół ironiczny dyletantyzm Dorsenne’a, tracił pewność siebie, zwłaszcza że mieli oni obaj pewne teorye wspólne, mianowicie co do dziedziczności i co do ras. Ale ta wspólność doktryn drażniła starego szlachcica i miała zarazem dlań wielki powab. Wymowna jego twarz przybrała pewien wyraz niesmaku. Mlasnął językiem z niezadowoleniem, którego ukryć nie mógł, i rzekł:
— Jeszcze jedno pytanie?... A jakiż będzie rezultat tego wszystkiego, jaki cel?... Do czego pana doprowadzą w końcu te wszystkie obserwacye?..