Strona:PL Bourget - Kosmopolis.djvu/36

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
30
KOSMOPOLIS.

woli, pod pokostem kosmopolitycznym, odnajdujesz rasę, nieprzepartą, niezniszczoną!... W pani domu bardzo wykwintnej, bardzo ucywilizowanej i bardzo uprzejmej, jaką jest pani Steno, znajdujesz spadkobierczynię dożów, patrycyuszkę piętnastego wieku, z przymiotami fizyologicznemi królowej mórz, z energią w żądzach i czystością w niemoralności nieporównanej, gdy tymczasem w takiej Florentynie Chapron lub w Lidyi widzisz niewolnika pierwotnego, murzyna zahypnotyzowanego przez białego, istotę niezdatną do swobody, urobioną przez całe wieki niewoli. W pani Gorskiej znów pod pokrywką uśmiechającej się uprzejmości, widzisz fanatyzm prawdy, który zrodził purytanów angielskich, a w Lincolnie Maitlandzie, po za nadczułością artysty spostrzegasz skwatera tęgiego i szorstkiego. Te odcienia ras dają się zaledwie dostrzedz z człowieku ucywilizowanym, który mówi płynnie trzema czy czterema językami, który mieszkał w Paryżu, w Nicei, we Florencyi, tutaj, żył tem życiem wykwintnem, tak pospolitem powierzchownie i tak jednostajnem. Ale ilekroć namiętność zagra w duszy, gdy człowiek dotknięty jest do żywego, wtedy okazują się różnice charakteru, nieomal gatunków zoologicznych, o tyle godniejsze podziwu, o ile ludzie stawieni sobie do oczów pochodzą z dalszych stron. Rozgrywają się wówczas dramaty, toczą się w jednym z kątów salony istne walki rasowe... Dla tego to — kończył pisarz z uśmiechem — prze-