Strona:PL Bourget - Kosmopolis.djvu/350

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
344
KOSMOPOLIS.

rze szczęśliwej szarpała zazdrość ranionego, zazdrość połączoną z niesmakiem i przez dziwną sprzeczność przypomniał sobie swą własną żonę, tę dumną i czułą Maud, którą utracił, podobnie jak utracił Katarzynę Steno. Przypomniał sobie, jak kiedyś chorując, dozorowała go ta słodka, ta święta opiekunka. Widział znów to szczere wejrzenie, z jakiem ta małżonka, tak szkaradnie zdradzona, patrzała na niego, jak nie pozwoliła nikomu go obsługiwać, sama wszystko spełniając. A dziś? dziś pozwoliła mu odjechać na walkę, może śmiertelną, nie spojrzawszy nań wcale. Lekarz opatrzył go w jej nieobecności i nie dawała żadnego znaku życia, nic o niej nie wiedział, prócz tego, co mu syn mówił. Dziecko to kazał zawołać do siebie. Powiedział mu, zgodnie z umową, jaką zrobił z przyjaciółmi, że złamał rękę, schodząc ze schodów. Mały Łukasz odrzekł:
— Ale w takim razie, kiedy z nami się połączysz? Mama powiedziała, że jedziemy dziś wieczorem, lub jutro, do Anglii. Wszystko już jest zapakowane...
Dziś wieczór, lub jutro? A więc Maud spełnia swą groźbę; odjeżdża na zawsze, bez żadnych wyjaśnień. Nie będzie więc mógł jeszcze raz bronić swej sprawy przed tą kobietą, która z pewnością nie odpowie na nowe wezwanie, skoro w swej obrażonej dumie znalazła dość siły do zachowania się obojętnie w chwili, gdy on szedł prawie na śmierć. Wobec takiego zapadnięcia