Strona:PL Bourget - Kosmopolis.djvu/349

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
343
KOSMOPOLIS.

Rozmowa tych dwóch braci marmurków zdenerwowała chorego. Powtarzali różne dowcipy i śmieli się swym dźwięcznym śmiechem. Pod pozorem koniecznego mu spokoju pozbył się tych zuchów, o których współczuciu dla siebie był przekonany, od których doznał wiele poświęcenia, ale którzy przykrość mu sprawiali, wywołując przed nim błyszczące radością sylwetki jego nieprzyjaciół. Co prawda, odpowiadali tylko na jego pytania, ale gdy się cierpi, tego rodzaju rozmowa staje się nieznośną. Obecność dawnej kochanki na wyścigach tego samego dnia, rozjątrzyła go nadzwyczajnie. Był pewny, że wiedziała od Maitlanda, którego znów Chapron musiał uwiadomić o podwójnym pojedynku i jego ranie. Wszak o nią się bił i tegoż samego dnia ukazała się publicznie, uśmiechnięta, kokietująca, jak gdyby dwa lata namiętności nie związały ich ze sobą, jak gdyby on dla niej był zwyczajną znajomością światową, gościem, zaproszonym niegdyś na obiad, lub wieczór. Znał doskonale jej charakter i wiedział, jak pożądała zawsze, gdy była zakochana, widoku swego kochanka. Widocznie naznaczyła Maitlandowi schadzkę na polu wyścigowem, jak jemu niegdyś naznaczała — i malarz pojechał, choć powinien czuwać nad rannym, nad odważnym i szlachetnym szwagrem, któremu pozwolił bić się za siebie! Jakże ten amerykanin, samolubny i nieokrzesany, był godnym kochankiem tej niegodziwej istoty! Myśl o tej pa-