Strona:PL Bourget - Kosmopolis.djvu/328

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
322
KOSMOPOLIS.

lała z niemniejszą dumą — że zmusisz mię uciec się do pomocy prawa. Ale nie cofnę się przed niczem. Zdradzając mnie, zdradziłeś także własne dziecko. Nie zostawię ci go, nie jesteś go wart...
— Posłuchaj mię, Maud — rzekł Bolesław, po chwilowem milczeniu z tonem bólu w głosie — pomyśl, że może poraz ostatni się widzimy... Jutro, jeżeli polegnę, zrobisz co będziesz chciała... Jeżeli żyć będę, przyrzekam ci, że zgodzę się na wszelkie warunki słuszne... Żądam tego, bo mam do tego prawo pomimo mych błędów, żądam w imię naszych pierwszych lat, w imię tego syna, byś przed ostatecznem naszem rozejściem się, miała dla mnie nie słowa przebaczenia, ale choć litości...
— Czyż miałeś ją dla mnie? — odrzekła — gdyś dla nowych namiętności deptał moje serce? Nie!
Powstała i szła ku drzwiom, patrząc nań tak, że musiał oczy spuścić.
— Nie masz już żony i ja nie mam męża. Nie jestem panią Maitland i nie mszczę się listami bezimiennemi ani też denuncyacyą. Ale przebaczyć ci? — Nigdy, pamiętaj, nigdy!...
I wyrzekłszy te słowa, w które umiała przelać całą niepokonaną siłę swego charakteru, wyszła. Bolesław nie zatrzymywał jej wcale. Kiedy w godzinę po tej okropnej rozmowie, służący przyszedł uwiadomić go, że waza na stole, nieszczęśliwy człowiek siedział ciągle na tem samem miejscu, z łokciami wspartemi na stole i czołem ukrytem w dłoniach. Zanadto dobrze znał Maud, by