Strona:PL Bourget - Kosmopolis.djvu/327

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
317
KOSMOPOLIS.

łości. Gdybyś miała choć odrobinę uczucia dla mnie, prosiłabyś, bym się nie bił i wyrzuty, jakie mi czynisz, czyniłabyś później. Nie przeczę, że masz prawo je robić... Ale teraz, gdy ty mię nie kochasz, biada temu kto mi wejdzie w drogę! biada pani Maitland i tym, których ona kocha!...
— Tym razem przynajmniej jesteś szczerym — odrzekła Maud z goryczą — więc sądzisz, że mało jeszcze doznałem upokorzeń? Chcesz, bym cię błagała, ja, twoja żona, żebyś się nie bił o tę kobietę? Czy nie widzisz, że pojedynek ten jest najwyższą dla mnie obrazą?.. A zresztą — kończyła uroczyście — nie prosiłam cię tutaj, by z tobą mówić o rzeczach tak bolesnych i bezużytecznych, ale dla tego, by cię zawiadomić o mem postanowieniu... Mam nadzieję, że nie zechcesz, bym się uciekała w tym względzie do pomocy prawa...
— Nie zasłużyłem na to, byś tak do mnie mówiła — odparł Bolesław dumnie.
— Tej nocy będę tu jeszcze spała — odrzekła Maud, nie odpowiadając na jego słowa — po raz ostatni, a jutro wieczorem pojadę do Anglii...
— Jesteś wolna — rzekł, kłaniając się.
— I zabiorę ze sobą syna — mówiła dalej.
— Naszego syna! — zawołał z chłodem człowieka odzyskującego krew zimną — co do tego, to nie. Nie pozwalam na to.
— Nie pozwalasz? A więc dobrze... będziemy się procesowali!... Wiedziałam dobrze — zawo-