Strona:PL Bourget - Kosmopolis.djvu/320

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
314
KOSMOPOLIS.

tak odważny i zręczny, skamieniał wobec niespodziewanego wypadku, stracił poprostu przytomność i władzę nad sobą i patrzał, jak Maud wsunęła list w kopertę, napisała adres i zadzwoniła. Słyszał, jak mówiła do służącego:
— Oddasz ten list hrabinie Steno i wytłomaczysz mnie przed temi paniami... Jestem chora i nie mogę przyjąć nikogo. Gdyby nalegały, odpowiesz, że stanowczo zabroniłam kogokolwiek przyjmować. Słyszysz? stanowczo!...
Służący wziął list, wyszedł z pokoju i zapewne spełnił polecenie. Małżonkowie zostali sami, twarzą w twarz, w milczeniu groźnem, którego żadne z nich przerwać nie śmiało. Czuli, że godzina była uroczysta. Nigdy jeszcze, od chwili, gdy kardynał Manning połączył ich losy w odwiecznej kaplicy zamku Ardrahan, nie znajdowali się w tak tragicznej sytuacyi. Chwile takie obnażają do dna charakter. Odważna i szlachetna Maud nie myślała wcale zastanawiać się nad wyrażeniami. Nie szło jej wcale o to, by podniecać swą zazdrość nowemi szczegółami, ani o to, by uczynić dotkliwszą zniewagę, którą miała prawo rzucić w twarz temu człowiekowi, z którym dziś jeszcze rano była tak czułą, tak mu oddaną, tak wierzącą. Nikczemność i okrucieństwo miało być do śmierci obcem dla tej kobiety, która jednak nie zawahała się wobec dumnego postanowienia, jakie powzięła. Nie. Spodziewała się po tym człowieku, którego tak ko-