Strona:PL Bourget - Kosmopolis.djvu/319

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
313
KOSMOPOLIS.

wiozła na ulicę Leopardiego cierpiącą panią Maitland i czekał na jej powrót z niecierpliwością, zaniepokojony myślą, że siostra Florentyna jest zapewne chorą z powodu pojedynku jutrzejszego i że w tym razie Maud wie także o wszystkiem. Są rozmowy, a zwłaszcza pożegnania, których mężczyzna, idący na pojedynek, woli zawsze uniknąć. Choć usiłował się uśmiechnąć, spojrzawszy na żonę, nie miał żadnej wątpliwości. Widoczne jej rozdrażnienie było oczywistym dowodem że wiedziała o jutrzejszem spotkaniu. Czyż mógł przypuścić, że nietylko dowiedziała się o pojedynku, ale także o miłostkach teraz już skończonych, a których nie podejrzewała nawet przez dwa lata? Ponieważ milczała i milczenie to miało w sobie jakąś groźbę, chciał, dla dodania sobie kontenansu, wziąć ją za rękę i pocałować, jak to zwykle czynił. Odepchnęła go z wejrzeniem, jakiego nigdy jeszcze u niej nie spostrzegł i rzekła, oddając mu kartkę, którą przed chwilą napisała:
— Może przeczytasz ten list wprzód, nim go każę oddać pani Steno, która czeka z córką w salonie?...
Bolesław wziął list. Przerzucił oczami te straszliwe wiersze i zbladł. Tak dalece stracił przytomność, że oddał list żonie, jakby to powinien był zrobić, jak gdyby ta obelga należała się dawnej kochance, którą jeszcze tak kochał, że gotów był życie dla niej narazić. Człowiek ten,