Strona:PL Bourget - Kosmopolis.djvu/312

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
306
KOSMOPOLIS.

tanie: „i on mógł to zrobić“?... Ujrzała znów Wenecyę, pobyt w tem mieście, do którego Bolesław zawiózł ją po śmierci córeczki, by w ciszy lagun uspokoiła swą boleść żałośliwą. Jakże w tym czasie pani Steno była dobrą, a przynajmniej taką jej się wydawała, delikatną, wyrozumiałą, współczującą! Powoli stosunek powierzchowny rzymski zmienił się w przyjaźń. Tutaj to zapewne miała początek zdrada. Złodziejka miłości wcisnęła się pod zasłonę współczucia, któremu Maud tak wierzyła. Widząc hrabinę tak szlachetną, uważała opinię świata za oszczerstwo, rzucane na osobę tak czułą i tak sercową. I w tej to właśnie chwili łotrzyca odbierała jej Bolesława! Teraz przypominała sobie tysiące szczegółów, których wtedy nie rozumiała; odwiedziny w Piove, zkąd powrócił dopiero nazajutrz rano, pod pozorem, że wczoraj spóźnił się na pociąg; przesiadywanie sam na sam na balkonie pałacu Steno, w nocy, podczas gdy ona rozmawiała z Albą. Tak, to w Wenecyi cudzołóztwo rozpoczęło się obok niej, a ona o niczem nie wiedziała, w Wenecyi, gdzie serce jej przepełnione było żalem niewyczerpanym za utraconem dziecięciem.
— Ach! i jak on mógł to robić! jęczała znów, a obrazy się powtarzały ciągle, zwiększały. W umyśle jej otwierały się z bolesnym trzaskiem tragiczności, niejako wszystkie okna, które zdrada Gorskiego i hrabiny zamurowała tak starannie. Widziała znów przed sobą te miesiące, które