Strona:PL Bourget - Kosmopolis.djvu/31

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
25
KOSMOPOLIS.

— Nie pójdziesz tam! — zawołał gorączkowo Montfanon, przyczem twarz mu się skrzywiła i wewnętrzne oburzenie musiał znów wylać w tyradach głoszonych przed kimś kogo kochał, tak jak kochał Dorsenne’a — wszak nie poszedłbyś patrzeć na to jak mordują w r. 93 króla? Cóż u dyabła! Czyż może być coś tragiczniejszego niż to wystawienie na sprzedaż publiczną starego mieszkania papieża Urbana VII, następcy Sykstusa piątego... Jest to początek konania tej drugiej wielkiej idei, jaką przedstawiała szlachta rzymska... Wiem, wiem... za służyli na to, bo nie dali się zabić co do jednego na schodach Watykanu, gdy włosi wzięli miasto. My byśmy to byli zrobili, choć nie mieliśmy papieży śród naszych dziadów stryjecznych, gdybyśmy nie byli zajęci gdzieindziej, inną walką... Czyż to nie budzi współczucia, gdy się widzi młotek komornika uderzający w pałac, w którym leżą całe stulecia dziejów! O, gdybym się urodził księciem Ardea, gdybym odziedziczył krew, dom, tytuły Castagnów i gdybym wiedział, że nic nie zostawię po sobie z tego, co nagromadzili moi ojcowie, przysięgam ci, Dorsenne, iż umarłbym z żalu. I wyobraź sobie, że ten chłopiec nieszczęśliwy jest dzieckiem zepsutem, od lat dwudziestu otoczonem przez pochlebców, niemającym krewnych, przyjaciół, doradców, że przegrał swą ojczyznę na giełdzie do bandytów takich jak jegomość pan Hafner, że wszystkie skarby nagromadzone przez szereg papieży, kardyna-