Strona:PL Bourget - Kosmopolis.djvu/30

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
24
KOSMOPOLIS.

łeś w kościele św. Mikołaja lotaryńskiego? Wszak pochodzisz z Vosges. A znasz św. Iwona bretońskiego?... Ale (tu głos jego stał się weselszym) wziąłeś mię na kawał, jak wy tam mówicie w swym żargonie ulicznym, bym ci wszystko powiedział co wiem o tym zbrodniarzu Hafnerze. Wszystko mi jedno, powiedziałem co czuję, z serca... Lecz zostaniesz ukarany, bo cię zaprowadzę do dawnej Francyi. Zjesz ze mną śniadanie w południe, a tymczasem obejrzymy kościoły, o których ci mówiłem. Przez godzinę będziemy żyli w czasach z przed stu piędziesięciu laty, w święcie, w którym nie było kosmopolitów, ani dyletantów, ani szlachty giełdowej. Był to świat stary, ale rześki, czego dowodzi to, że się zestarzał, a więc trwa długo, gdy tymczasem wasza społeczność, spłodzona przez rewolucyę, do czego doszła w ciągu stu lat we Francyi, we Włoszech, w Anglii, dzięki temu obrzydliwemu Gladstone’owi, który z dumy podobny jest do nowego Nabuchodonozora... Społeczność ta, jak pewne państwo, że przytoczę tu jedyne zręczne zdanie tego rozpustnika Diderota, sparszywiała wprzód, nim dojrzała! No cóż, idziesz ze mną?
— Chętniebym to uczynił — odrzekł pisarz — gdyż mylisz się pan, sądząc, że nie kocham twojej starej Francyi, co mi jednak nie przeszkadza, że wolę nową. Wszak można lubić wino bordoskie i szampańskie... Ale nie mam czasu. Muszę dziś rano obejrzeć wystawę w pałacu Castagna...