Strona:PL Bourget - Kosmopolis.djvu/308

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
302
KOSMOPOLIS.

chmury lunęły potokami wody i ujrzała się w końcu kolumnady prawej św. Piotra. Jakim sposobem zaszła aż tutaj? Nie wiedziała dokładnie. Przypominała sobie bardzo niewyraźnie, że błądziła wśród labiryntu uliczek i zaułków, że przeszła Tyber — zapewne mostem Garibaldiego — przebiegła obszerny ogród, prawdopodobnie na Janiculum, i w końcu szła kawałek drogi po za wałami. Musiała wyjść z miasta przez bramę św. Pankracego i idąc wzdłuż krętych i pięknych murów Urbańskich, dostać się do bramy Cavallegieri. Ten kącik Rzymu, z widokiem między dwoma wzgórkami na sosny willi Pamfili z jednej strony, a z drugiej na tyły Watykanu, jest miejscem przechadzki zwykłej podczas zimy kilku kardynałów, którzy szukają tu słońca po południu, pewni, że nie spotkają nikogo, chyba czasem kilku cudzoziemców. W maju jednak jest to pustynia spalona przez słońce. Trawi ono cegłę, wypaloną przez dwa wieki tego nieprzebłaganego światła i pieści łuskę jaszczurek zielonych, lub szarych, przemykających się śród pszczół herbu papieża Urbana VIII z rodu Barberinich. Instynkt pani Gorskiej tyle przynajmniej dobrego zrobił, że pchnął ją na drogę, na której nikogo nie spotkała.. Ale teraz powróciła do niej świadomość rzeczywistości. Poznała otoczenie, wśród którego się znajdowała i ten kwadrat tak dobrze znany jej gorzej pobożności katolickiej: obszerny plac, obelisk Sykstusa V na środku, wodotryski,