ne, oczy błyszczały wściekłością, nie poznawała już drobnej pani Maitland, tak milczącej, cichej, że uchodziła za kobietę bez znaczenia. Co jej miał powiedzieć ten głos, tak melodyjny zwykle, a od kilku chwil tak ostry i twardy, który wspomniał już o wielkiem niebezpieczeństwie, grożącem Bolesławowi? O jakiej kobiecie mówił ten straszny głos i co znaczy to nagłe milczenie? Lidya zdawała sobie w zupełności sprawę z niepokoju, jaki obudziła mimowolnie w Maud, nieświadomością kompletną. Przez chwilę myślała, że wypowiedzieć wszystko kobiecie, niewiedzącej o niczem, byłoby nową zbrodnią, ale z drugiej strony to wypowiedzenie mogło przynieść pożądane rezultaty. Uwiadamiając panią Gorską, stwarzała z niej śmiertelnego nieprzyjaciela dla pani Steno, a przytem ta kobieta, zakochana gorąco w swym mężu, nie pozwoli mu się pojedynkować o dawną kochankę. Gdy więc obie znalazły się w maleńkim saloniku pałacu maurytańskiego, Lidya powzięła już postanowienie. Zdecydowana była nic nie ukrywać przed nieszczęśliwą Maud, która z sercem bijącem głosem zduszonym, pytała:
— A teraz mów, coś mi chciała powiedzieć?...
— Pytaj się, a ja będę odpowiadała. Za dużo powiedziałam, bym się cofnąć mogła...
— Powiedziałaś więc, że jakaś kobieta jest powodem pojedynku twego brata z moim mężem?...
— Tak — odrzekła Lidya.
Strona:PL Bourget - Kosmopolis.djvu/300
Wygląd
Ta strona została skorygowana.
294
KOSMOPOLIS.