Strona:PL Bourget - Kosmopolis.djvu/298

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
292
KOSMOPOLIS.

towany“!... co znaczyło, wbrew powszechnej opinii, że nie miała żadnego pojęcia o charakterze swego męża i o zdradzie, której była ofiarą. Jednakże powieściopisarz nie miał zupełnej słuszności. Nieszczerość Bolesława była zbyt widoczną, by kobieta prawa i religijna nie miała na tem cierpieć. Ale między takiem cierpieniem a intuicyą o fakcie spełnionym, o jakim Lidya mówiła, jest cała przepaść. Podobne podejrzenie było tak dalekiem od Maud, że słowa towarzyszki zdziwiły ją, a tajemnicze niebezpieczeństwo, którego Lidya była wymownym dowodem, przeraziło ją nadzwyczajnie.
— Twój brat!... mój mąż! — zawołała — nic nie rozumiem...
— Naturalnie — odparła Lidya — ukrył przed tobą wszystko, tak samo, jak Florentyn przedemną... A więc, powiem ci. Pojedynkują się ze sobą jutro rano... Nie drżyj!... — zawołała, obejmując ręką Maud Gorską — jest nas teraz dwie i zapobiegniemy temu!...
— Pojedynkują się? jutro rano? — powtarzała Maud na pół nieprzytomna — Bolesław ma się bić z twoim bratem? Nie, to niemożliwe. Kto ci to powiedział? Zkąd o tem wiesz?
— Czytałam własnemi oczami — odrzekła Lidya — czytałam testament Florentyna, listy, jakie napisał do Maitlanda i do mnie na wypadek nieszczęścia. A zresztą, czyżbym była taka rozgorączkowana, gdyby to nie było prawdą?