Strona:PL Bourget - Kosmopolis.djvu/294

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
288
KOSMOPOLIS.

wymówi takie zdanie i to w nadziei, że nie będzie wysłuchaną. Dziewiędziesiąt dziewięć innych pomyśli sobie tak samo, jak Lidya Maitland: to jest pobiegnie do przeciwnika mężczyzny, o którego jej idzie, i będzie błagać o jego życie. Dodajmy jednak, że większość nie wykona tej myśli. Ograniczą się one na tem, że zaszyją, płacząc ciągle, jaki medalik w kamizelkę swego protegowanego, polecając go Opatrzności. Lidya zresztą czuła to doskonale, że jeżeli Florentyn dowie się kiedykolwiek o jej kroku, będzie niesłychanie oburzony. Ale któż mu o tem powie? W gorączce zdziwienia i zgryzoty, dokuczającej jej mocno, postanowiła działać bądź co bądź. Służący zawiadomił ją, że powóz czeka i usiadła weń, dając adres: palazzetto Doria. W jaki sposób przemówi do mężczyzny, którego tak zuchwale i szalenie chce odwiedzić? Głupstwo! postąpi według okoliczności! Miała tak silną wolę przeszkodzenia temu pojedynkowi, że nie wątpiła o powodzeniu. Była też nadzwyczajnie przerażona, gdy ugalonowany szwajcar powiedział jej, że hrabiego niema w domu, a współcześnie jakiś głos, połączony ze śmiechem wesołym, wołał na nią. Była to hrabina Maud Gorska, powracająca z przechadzki z synkiem. Poznała ona powóz Lidyi i wołała:
— Jakże się cieszę, żem tak prędko powróciła. Widzę, że przestraszyłaś się burzy, tak jak i my