Strona:PL Bourget - Kosmopolis.djvu/295

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
289
KOSMOPOLIS.

bo przyjechałaś w zamkniętej karecie. Wejdziesz na chwilę na górę?...
Spostrzegłszy atoli, że młoda kobieta, którą wzięła za rękę, drżała cała, zawołała:
— Ale co ci jest? Czyżbyś była chora? co? niedobrze ci?... Mój Boże, co jej jest?... Ona zemdleje.. Łukaszku — dodała, zwracając się do synka — biegnij do pokoju i przynieś duży flakon z solami angielskiemi. Rózia wie który... biegnij prędko, prędko!...
— To nic — odrzekła Lidya, która w rzeczy samej przymknęła oczy, jakby miała zemdleć — już mi lepiej... Powrócę do domu, to będzie najrozumniej.
— Nie zostawię cię samą — odezwała się Maud i siadła obok niej w powozie.
Przyniesiono właśnie sole, które dała powąchać pani Maitland i mówiła do niej, jak do dziecka chorego:
— Biedactwo!... jaką ma twarz rozpaloną!... i w tym stanie oddajesz wizyty... ależ to niema sensu!... Ulica Leopardiego — zawołała do woźnicy — i jedź prędko...
Kareta ruszyła a pani Gorska ściskała wciąż drobne ręce Lidyi, którą ciągle nazywała: „biedactwem“. Maud należała do rzędu tych kobiet, jakie Anglia wydaje w znacznej ilości na zaszczyt tej zdrowej i silnej cywilizacji brytańskiej, kobiet energicznych i dobrych. Wysoka i tęga wobec Lidyi drobnej i prawie chudej, gotowaby ją była