Strona:PL Bourget - Kosmopolis.djvu/262

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
256
KOSMOPOLIS.

nakoniec linia wytyczna, drogowskaz, byśmy nie błądzili...
— Przepraszam pana — przerwał Montfanon, który na przypomnienie sławnego feldmarszałka jeszcze silniej zmarszczył brwi i wstrzymując ręką czytanie, co tak zdziwiło Hafnera, że aż binokle mu na stół przy którym siedział, spadły, odezwał się: Żałuję bardzo, że muszę panu powiedzieć, iż my, to jest pan Dorsenne i ja (tu zwrócił się do Dorsenne’a, który zrobił ruch dwuznaczny człowieka bardzo zaniepokojonego) nie możemy przystać na pański punkt widzenia... Pan twierdzisz, że jesteśmy tu na to, by spełnić akt pojednania... Być może, jest to nawet pożądanem... ale ja nic o tem nie wiem i pozwól sobie także powiedzieć, że i pan o tem nic nie wiesz. Jestem tu, pan Dorsenne i ja (znów się zwrócił do Dorsenne’a, który znowu zrobił swój ruch dwuznaczny) dla wysłuchania zarzutów, jakie hrabia Gorski powierzył panom do wyłuszczenia mandataryuszom Florentyna Chapron. Oznaczcie panowie także satysfakcyę, jakiej się domagać chcecie w imieniu swego klienta, a my ją rozpatrzymy. Protokóły potem dopiero spisywać będziemy, jeżeli w ogólności spisywać je mamy i powtarzam: ani panowie, ani my nie wiemy, jaki będzie rezultat tej rozmowy i nie powinniśmy o nim wiedzieć, przed ustaleniem faktów...