Strona:PL Bourget - Kosmopolis.djvu/235

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
229
KOSMOPOLIS.

może, jakie czytanie, miejsce i godzina w nim obudziły.
— A, to ty — rzekł do swego młodego przyjaciela, wcale niezdziwiony. — Przyszedłeś na procesyę. To bardzo dobrze. Usłyszysz, jak śpiewać będą ten śliczny wiersz: Hi sunt quos fatue mundus abhorruit. Wymawiał z włoska u, nie jak francuzi ju, gdyż całe swe wykształcenie liturgiczne zawdzięczał Rzymowi.
— Pora jest odpowiednia dla tej ceremonii — mówił dalej. — Są tylko ludzie, którzy się modlą, lub jak ty, czuć umieją. A czuć, to znaczy na pół się modlić... później wiara sama przyjdzie... Skończysz tak, jak my, zawsze ci to powiadałem. Tam tylko jest spokój i odpoczynek...
— Chciałbym być na tej procesyi — odrzekł Dorsenne — ale inne przyczyny mnie tu sprowadziły. Szukam pana od godziny, gdyż chcę cię prosić o wielką przysługę dla mnóstwa osób, która może zapobiedz strasznemu nieszczęściu..
— Strasznemu nieszczęściu — zawołał Montfanon — a jakimże sposobem ja mogę temu zapobiedz?
— Możesz pan — odrzekł Dorsenne — ale nie tu jest miejsce objaśnienia pana o wszystkich szczegółach tej długiej i okropnej historyi... O której godzinie ma się odbyć ceremonia? Zaczekam na pana i opowiem wszystko, gdy będziesz wracał do domu. Mam dorożkę.