Strona:PL Bourget - Kosmopolis.djvu/224

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
218
KOSMOPOLIS.

śniadanie, jak gdyby nigdy nic, do restauracyi, gdzie na niego oczekiwano. Z pewnością amfitryon jego, dyplomata francuzki, bawiący w Monachium i przejeżdżający przez Rzym, nie przypuszczał, odpowiadając na pytania swego współbiesiadnika o sztuce, że ten młody człowiek tak spokojny, tak uśmiechnięty, miał na karku pojedynek, może śmiertelny. Dopiero po wyjściu z tego śniadania, Florentyn, przejrzawszy w myśli najmniej z półtora tuzina swych znajomych, postanowił spróbować, czy Dorsenne nie zechce być świadkiem. Przypomniał sobie ostrzeżenie tajemnicze, jakie mu dał powieściopisarz, którego sympatya zresztą dla Maitlanda była publicznie znaną, z powodu pewnego głośnego artykułu, jaki o nim napisał. Przytem sądził, że Dorsenne zakochany jest szalenie w Albie Steno, co dawało niejako gwarancyę jego dyskrecyi. Dorsenne będzie milczał o pojedynku, o którym gdyby się dowiedziano, to bezwarunkowo łączono by z nim nazwisko hrabiny. Widocznem bowiem było, że Gorski i Chapron nie mieli żadnego bezpośredniego powodu do pojedynkowania się ze sobą.
Z tych wszystkich powodów, około godziny w pół do trzeciej, to jest w trzy godziny po nierozsądnym sporze w przedsionku, Florentyn zadzwonił do mieszkania Juliana. Był on w domu, zajęty korektą swego „Pyłu myśli“. To, co mu gość powiedział, wzburzyło go tak, że ręce mu się trzęsły, gdy układał rozrzucone korekty. Przy-