Strona:PL Bourget - Kosmopolis.djvu/223

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
217
KOSMOPOLIS.

Mówiąc to, ukłonił się pani Steno i jej córce. Matka uśmiechnęła się do niego przyjaźnie; nie należała ona do rzędu tych metres, dla których poufni przyjaciele kochanka, są zawsze nieprzyjaciółmi. Owszem ogarniała ich swą bujną i żywą sympatyę, jaką miłość w niej budziła. A przytem była zanadto przebiegłą, by nie miała spostrzedz, że Florentyn, jakkolwiek mogło się to komuś wydać nieprawdopodobnem, nie oburzał się wcale na jej miłostki ze szwagrem.
Alba zaś przeciwmie, a uczucie odrazy, jaką czuła w tej chwili dla podejrzanych intryg matki, wyraziło się w chłodzie, z jakim schyliła swą główkę zasępioną, w odpowiedzi na ukłon młodego człowieka, na co ten zresztą nie zwrócił uwagi. Był on szczęśliwy, bo przekonał się, że odgłos jego sporu z Gorskim nie doszedł tu wcale.
— Do jutra — mówił sobie, schodząc na dół — nikt nie będzie mógł ostrzedz Lincolna... To zakupno rysunków jest gienialnym pomysłem. Świadczy ono o mym spokoju... Teraz muszę wyszukać dwóch świadków, którzyby umieli zachować tajemnicę...
Florentyn był człowiekiem bardzo rozsądnym i miał na swe usługi doskonałą rozwagę, ilekroć nie szło o przyjaźń jego dla szwagra. Obdarzony był zmysłem obserwacyjnym, właściwym ludziom, których drażliwa miłość własna strzedz się musi, by się nie narazić na obrazę. Odłożył więc na później ten wybór trudny i poszedł na