Strona:PL Bourget - Kosmopolis.djvu/222

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
216
KOSMOPOLIS.

wnych zabiegów... Przytem będą mrużyli oczami na znak porozumienia się...
Przymrużył oczy, naśladując jednego z najsławniejszych antykwaryuszów rzymskich, z tą nieporównaną zdolnością naśladownictwa, która odznacza wszystkich starych bywalców pracowni paryzkich.
— W tej chwili te trzy rysunki znajdują się u pewnego handlarza na Balrimo... są one autentyczne...
— Tak, tylko że twierdzą, jakoby one byty dziełem Leonarda da Vinci — odrzekł Florentyn — a to dlatego, że Leonard był mańkutem, ich zaś sztychy idą w rzeczy samej od lewej do prawej...
— I myślisz, że Ardea nie zgodzi się ze mną? — zapytała hrabina.
— Nawet z panią... — odrzekł malarz. — Był bezczelny, że wczoraj nie wstydził się, gdym wspomniał o tych rysunkach, zapytać mi się o adres, by je mógł zobaczyć...
— Więc jakimże sposobem dowiedziałeś się o ich pochodzeniu? — zapytała pani Steno.
— Pytaj się pani jego — rzekł malarz, wskazując pendzlem na Chaprona. — Gdy idzie o zbogacenie zbiorów starego Maitlanda, jest on lepszym kupcem od wszystkich kupców razem. Oni mu wszystko opowiadają... Vinci, czy nie Vinci, ale w każdym razie jest to najczystsza szkoła lombardzka. Kup je... Brakuje mi tego rodzaju dzieł...
— Dobrze, zajmę się tem — odrzekł Florentyn.