Strona:PL Bourget - Kosmopolis.djvu/221

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
215
KOSMOPOLIS.

mi może patrzeć na człowieka, którego kocha! Lincoln odgadł dopiero wtedy, że ktoś wszedł do pokoju, gdy zauważył zmianę w twarzy Alby. Mój Boże! jakże ona była bladą tego poranku, siedząc nieruchoma na wielkim fotelu heraldycznym, o oparciu rzeźbionem, z rękami ściskającemi potworne łby poręczy, z ustami zgorzkniałemi, z oczami głębokiemi i wlepionemi w jeden punkt!... Czyżby odgadywała, że los jej rozstrzygał się teraz z chwilą wejścia nowej osoby? Osoba ta, wyszedłszy przed kwadransem z pracowni, tak tłomaczyła swój powrót:
— Wracam — rzekł Florentyn — gdyż zapomniałem się ciebie spytać, Lincolnie, czy ostatecznie chcesz nabyć te trzy rysunki Ardei za cenę, jakiej żądają?...
— Dlaczegożeś mi wczoraj nie powiedział o tem, kochany Linco? — zawołała hrabina. — Widziałam się z Peppinem dziś rano. Byłabym wyciągnęła z niego ostateczną i prawdziwą cenę...
— Jeszcze tego brakowało — odrzekł Maitland, śmiejąc się głośno ależ on nie chce oddać tych rysunków, kochana dogaresso... Stanowią one część zabytków, które starannie usunął z inwentarza swych wierzycieli i pochował w różnych miejscach... Są one u siedmiu, czy ośmiu antykwaryuszów i należy się spodziewać, że przez dziesięć lat wszyscy handlarze mego kraju będą powtarzali ten frazes ogłuszający: pochodzi to z pałacu Castagna, dostałem to w skutek pe-