Strona:PL Bourget - Kosmopolis.djvu/181

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
175
KOSMOPOLIS.

Mówiąc to, postąpił ku niej z gestem tak groźnym, że cofnąć się musiała. Jeszcze chwila, a ten człowiek spełni swą groźbę. Uderzy ją, potłucze wszystko dokoła niej, wywoła straszliwy skandal. Potrzebowała wyciągnąć rękę, by nacisnąć guzik dzwonka elektrycznego i nacisnęła go, a Gorski mówił dalej z uśmiechem pogardliwym:
— Tak, zawołaj lokai, żeby cię bronili. Nic ci innego nie pozostaje...
— Mylisz się — odrzekła — nie boję się wcale. Powtarzam ci, że jesteś szaleńcem i chcę ci tego dowieść, budząc cię do rzeczywistości, nie... Poproś panny Alby, żeby zeszła — rzekła do służącego, który na głos dzwonka nadbiegł.
Te parę słów była to kropla zimnej wody, która rozbija szalony wybuch pary. Znalazła jedyny sposób zakończenia tej strasznej sceny. Gdyż, pomimo groźby przed chwilą wypowiedzianej, wiedziała dobrze, że Gorski cofnie się przed młodą dziewczyną, przyjaciółką jego żony, której czułość i wrażliwość znał doskonale. Gorski był zdolny do najniebezpieczniejszego szaleństwa w przystępie namiętności rozdrażnionej przez próżność; miał jednak w sobie wiele rycerskości, która wobec Alby musiała powstrzymać wszelkie jego wybuchy. Co do moralności tej kombinacyi obrony, mieszającej córkę do sprawy zerwania z kochankiem mściwym, hrabina nie pomyślała o tem wcale. Mówiła często: „to moja koleżanka, moja przyjaciółka“... I w rzeczy samej tak myślała