Strona:PL Bourget - Kosmopolis.djvu/179

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
173
KOSMOPOLIS.

ciebie? Czyż więc nie rozumiesz tego, że musiałem mieć bardzo ważne przyczyny, żem powrócił w ten sposób? Czyż nie wiesz, że nie żartuje się z człowieka, który cię tak kochał, jak ja cię kocham? To nie prawda, nie postępowałaś ze mną uczciwie, skoro znalazłaś kochanka, tego człowieka, będąc jeszcze moją metresą. Nie miałaś do tego żadnego prawa, tak, nie miałaś! I jeszcze takiego człowieka! Gdyby to był Ardea, Dorsenne, ktokolwiek bądź, bylem się nie wstydził go za ciebie?... Ale to bydlę, ten głupiec, który nie ma nic za sobą, ani piękności, ani urodzenia, ani elegancyi, ani inteligencyi, ani talentu, bo on nie ma talentu nawet za grosz jeden!... Nic nie ma... chyba tylko postawę atlety!... tak samo, jakbyś mię oszukiwała z lokajem... nie to zanadto ohydne. Katarzyno, przysięgnij mi, że to nieprawda! Powiedz mi, że mię już nie kochasz, poddam się temu, pójdę sobie, przyjmę wszystko, wszystko, tylko mi przysięgnij, że tego człowieka nie kochasz... Przysięgnij, przysięgnij!...
Mówiąc to, chwycił ją za rękę tak gwałtownie, że krzyknęła i wyrwała mu się, wołając:
— Puść mię, boli mnie!
I dodała:
— Jesteś szaleńcem i to jedno cię tylko tłomaczy... Nie mam ci na co przysięgać. Potem co ci powiedziałam, nic ci do tego co czuję, co myślę i co robię... Wierz lub nie wierz, obojętne mi to.