Strona:PL Bourget - Kosmopolis.djvu/175

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
169
KOSMOPOLIS.

lub mimo jej woli. Uczuł, wchodząc do pokoju, silny zapach ambry, jakiej używała w kąpieli i ten zapach wzbudził w nim dawną żądzę, tym bardziej, że służący oświadczył mu pierwotnie, że pani Steno ma gościa, więc przypuszczał, że tym gościem był Maitland. To uczucie namiętne, ale dotąd trzymane na wodzy, drżało w prostem powitaniu, z jakiem ją przyjął. W pewnych chwilach słowa są niczem, ale ton mowy wszystko znaczy. A dla hrabiny ton jego wydawał się w tej chwili strasznym:
— Przeszkadzam ci — rzekł, kłaniając się i biorąc koniec paluszka u ręki, którą doń wyciągnęła wchodząc. — Wybacz mi, myślałem żeś sama. Może wyznaczysz mi inny czas rozmowy, którą pragnąłbym mieć z tobą...
— Ależ nie, nie! — odrzekła, nie pozwalając mu kończyć zdania — jest u mnie Peppino Ardea, który zaczeka na mnie, a raczej na nas... Znasz mię przytem, wiesz, że wszelkie sprawy lubię załatwiać odrazu. Gdy mam coś komu powiedzieć, to mówię odrazu. Raz, dwa, trzy... To jest najlepiej. Czekać zawsze jest źle...
— Bardzo się cieszę, że tak patrzysz na rzeczy — odrzekł Bolesław z szyderstwem, które wykrzywiło jego twarz piękną w śmiech dzikiej nienawiści.
Wesołość spokojna i pełna prostoty, jaką okazywała, raniła mu serce i powoli, tracąc panowanie nad sobą, mówił: