Strona:PL Bourget - Kosmopolis.djvu/165

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
159
KOSMOPOLIS.

Poczem zwracając się do młodego człowieka, rzekła:
— A więc, Simpaticone? (było to słodkie przezwisko, jakie mu dawała) — jakże się skończył dla ciebie wczorajszy wieczór?
— Nie będziesz pani wierzyła — odrzekł Peppino Ardea, śmiejąc się — ja, który już nic nie mam, nawet łóżka!... Poszedłem do klubu i grałem... Trzymałem bank i poraz pierwszy w mem życiu wygrałem...
Był tak wesoły, opowiadając swój krok nierozsądny, tak błaznował ze swej ruiny, że hrabina patrzała nań prawdziwie zdziwiona, tak jak on na nią patrzał, gdy wszedł. Znali się nawzajem tak niewiele i tak źle zdawali sobie sprawę z odrębności swych charakterów, iż oboje dziwili się sobie, widząc taki spokój wzajemny. Ardea nie mógł zrozumieć tego, że hrabina wcale nie była zaniepokojona powrotem Gorskiego i następstwami, jakie z niego wyniknąć mogą. Hrabina dziwiła się, że wśród upadku majątkowego, widzi tego osobliwszego chłopca tak zabawnie wesołym. Ubrał się dziś rano tak starannie, jak gdyby nie szło w tej chwili o całą może jego przyszłość, i jego garnitur w kratki pięknie skrajany, kolor koszuli, krawata, trzewiki żółte, kwiatek w dziurce od guzika, wszystko składało się na to, że wyglądał jak ładna i niepoprawna lalka płochości umysłowej. Zapłacił tak drogo za swą nieopatrzność, że hrabina żałować go poczęła; obudziło się w niej