Strona:PL Bourget - Kosmopolis.djvu/164

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
158
KOSMOPOLIS.

— Tak, ekscelencyo. Co zaś do wina...
— Sądzę, według tego, coś mi pan powiedział o winnicy, to należy sprzedać jak najprędzej agentowi Kaufmana wszystko co zostało ze zbioru przeszłorocznego, ale nie taniej, jak po sześć franków... Wiesz, że trzeba, żeby beczki były wyreparowane i gotowe na sierpień... Gdybyśmy tym razem chybili, w pierwszym roku fabrykacyi wina nową maszyną, to byłoby bardzo głupio...
— Tak, ekscelencyo. A konie?
— Zdaje mi się, że to jest sposobność, z której korzystać należy. Trzeba, żebyś pan siadł na pociąg pośpieszny do Florencyi, dziś jeszcze o godzinie drugiej. Będziesz w Weronie jutro rano. Interes załatwisz, a konie tegoż wieczoru winny być w Piove... No, skończyliśmy w sam raz.
Wyrzekła to, porządkując papiery intendenta. Włożyła je sama do koperty i oddała mu do ręki. Słuch miała nadzwyczajnie bystry i słyszała, że ktoś otworzył drzwi do przedpokoju. Zdawało się, że gruby intendent zabrał w swym wielkim portfelu, wszelkie kłopoty pieniężne tej nadzwyczajnej kobiety. Gdy bowiem skończyła rozmowę, a raczej monolog, przyjęła nowo przybywającego, którym był książę Ardea, z uśmiechem najswobodniejszym i najmilszym. Do służącego zawołała:
— Chcę z księciem pomówić. Gdyby kto przyszedł, nie przyjmij, ale też i nie odmawiaj. Kartę mi przynieś...