Strona:PL Bourget - Kosmopolis.djvu/163

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
157
KOSMOPOLIS.

odbyła się popołudniu, gdy będzie wolną — ale pragnienie to nie przeszkadzało jej, ze zwykłym spokojem, zająć się rachunkami intendenta. Intendent ten stał wyprostowany z twarzą szeroką, brązową o potężnych kościach policzkowych i wargach obwisłych, które Bonifaccio daje zawsze swym faryzeuszom i bogatym niegodziwcom. Zarządzał on siedmiuset hektarami ziemi w Piove, niedaleko Padwy, posiadłością, którą najbardziej ceniła pan Steno. Podniosła ona dochody, osuszając lagunę bezpłodną i ziejącą gorączkami, której dno, leżąc o jeden metr pod powierzchnią morza, było nadzwyczajnie żyzne i zastanawiała się właśnie nad możliwemi operacyami w przyszłości, z tą znajomością szczegółową i dokładną rolnictwa, która stanowi główny rys arystokracyi włoskiej i jest zasadniczem źródłem jej żywotności. Każda szlachta trwa mocno, nawet bez przywilejów prawnych, gdy jest rolniczą i trzyma się tradycyj historycznych.
— A więc oceniasz pan zbiór jedwabiu na pięćdziesiąt kilo kokonów?...
— Tak, ekscelencyo — odrzekł intendent.
— Sto uncyj żółtego jedwabiu, sto razy pięćziesiąt, czyni pięć tysięcy — mówiła hrabina — po cztery franki pięćdziesiąt?...
— Może po pięć, ekscelencyo — odezwał się intendent.
— Liczmy dwadzieścia dwa tysiące pięćset — odezwała się hrabina — tyleż japońskiego... to nam pokryje wydatki hodowli...