Strona:PL Bourget - Kosmopolis.djvu/162

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
156
KOSMOPOLIS.

mej rano, według zwyczaju, wykąpała się w wodzie zimnej jak lód, w której zimą i latem, podniecała codziennie swą krew przepyszną rzeźwej blondynki. Zjadła śniadanie angielskie, gdyż utrzymywała, że tylko temu zawdzięcza zdrowy stan swego żołądka, złożone z jaj, mięsa zimnego i herbaty. Ubrała się ze starannością pięknej kobiety, zaszła do córki dla dowiedzenia się jak spała, napisała pięć listów — gdyż jej salon kosmopolityczny zmuszał ją do pańszczyzny ogromnej korespondencyi, przebiegającej między Kairem i New-Yorkiem, między Petersburgiem i Bombajem, między Monachium, Londynem i Maderą, zwłaszcza że o ile była niestała w miłości, o tyle wierną w przyjaźni. Charakter jej pisma duży i szeroki, elegancki w wyuczonej poprawności, pokrywał kartki za kartkami, a o dawnym kochanku myślała w ten sposób: „Mam schadzkę u Maitlanda o godzinie jedenastej. Ardea będzie tu o dziesiąte dla pogadania o swem małżeństwie. Mam sprawdzić rachunki Finoliego. Może Gorskiemu przyjdzie myśl zajrzenia tu dziś rano...“
Takiemi są osoby, u których wrażenia miłości czysto fizycznej orgarniają wszystko. Oddają się ale też i cofają się zaraz. Hrabina czuła do kochanka zdradzonego raczej litość niż strach. Zdecydowana była powiedzieć mu: „nie kocham cię już“ — otwarcie, szczerze, bezwględnie i dać mu do wyboru albo ostateczne zerwanie, albo przyjaźń stałą. Pragnęła tylko, by ta rozmowa